Gabinet psychoterapii 

                                 


 

pl.Jana Matejki 9/7                                          

Kraków 31-157

 

 +48 535 350 650

  anna.pyla@gmail.com

                                                           

               

 

 

21 marca 2015

W artykule Anny Kaik dla portalu Deon odpowiem na pytania dotyczące "krzyku" - m.in. skąd się bierze, dlaczego tak trudno go powstrzymać i jak sobie z nim radzić.

 

Krzyk jest nieludzki. Rani i poniża. Jest aktem bezpośredniej agresji. Dlaczego więc w naszych relacjach, zwłaszcza najbliższych, występuje często tyle krzyku?

 

Moja znajoma jest osobą bardzo zaradną życiowo. W pracy zawodowej - jest grafikiem - radzi sobie bez problemu, ma męża i jedno, już częściowo "odchowane" dziecko, piętnastoletnią, młodą kobietkę. Ma swoją pasję - chodzenie po górach i grono dobrych znajomych. Tym, którzy ją znają nie przeszkadza, że mówi w specyficzny sposób: bardzo cicho, jakby bała się szeroko otworzyć usta - w ogóle nie lubi dużo mówić. Ona też się już do tego przyzwyczaiła, jednak w szkole i na studiach było to dla niej nie lada problemem. A ona po prostu nie potrafi inaczej, jak tylko cicho cedzić jak przez sitko słowa. Jej mąż twierdzi, że nawet przy nim, gdy są w pokoju tylko we dwoje, wypowiada się w ten sam sposób. Dzieje się tak nie bez przyczyny. Ojciec mojej znajomej nieustannie używał krzyku. Gdy jako dziecko za późno wracała do domu, wiedziała, że nie spotka ją inna kara, tylko długa awantura. Tak samo było, gdy przyniosła złą ocenę, gdy rozlała herbatę na obrus, a nawet gdy z nieuwagi wywróciła się na ulicy. Zawsze krzyk, w domu i na ulicy, sam na sam i wśród gości.

 

Nauczyła się w ten sposób, że nie ma prawa głosu. Bo to co chciała powiedzieć, nigdy nie było słyszane - nie było w stanie przebić się przez ścianę agresywnych słów ojca. Więc w domu prawie zupełnie się nie odzywała, w szkole też mówiła coraz mniej, coraz ciszej, coraz bardziej niewyraźnie. Tak jest do dziś: mówi tak specyficznie, że trzeba wkładać wysiłek, żeby ją usłyszeć i zrozumieć. Jakby nie dawała sobie prawa, do tego, że może mieć własne zdanie i jest ono ważne - tak jak przez całe dzieciństwo nie dawał jej tego prawa ojciec.

 

"To przez ciebie krzyczę"

 

Na przykładzie tej historii można stwierdzić, że krzyk w pewien metaforyczny sposób zabija, zwłaszcza krzyk wobec dzieci. Zabija w osobie, na którą się krzyczy poczucie własnej godności, bezpieczeństwa, świadomość, że mam prawo być taki, jaki jestem. Im więcej krzyku doświadczyliśmy w dzieciństwie, tym większe możemy mieć w tych sferach problemów. Bo krzyk to nie tylko podniesiony głos: to przekaz, że nie jesteś w porządku, że nie zasługujesz na szacunek, że jesteś "winny", skoro jedynym sposobem rozmowy z tobą jest właśnie krzyk.

 

W tej relacji następuje niejako "odwrócenie ról": winny - ofiara. Bo czy osoba krzycząca chce krzyczeć? Przecież dla niej też to nie jest przyjemne. Więc widocznie "winni" są ci, na których się krzyczy. Czasami nawet jako dorośli ulegamy tej fałszywej ocenie sytuacji, a co dopiero dzieci, które dopiero uczą się wiedzy o sobie? Na szczęście zazwyczaj potrafimy bronić się, gdy ktoś na nas krzyczy, ale niezależnie od tego, krzyk zawsze pozostawia poczucie skrzywdzenia, doświadczenia niesprawiedliwości. I nie oszukujmy się: sami też nierzadko krzyczymy. Zdarza się to najczęściej w relacjach, w których czujemy się najbezpieczniej: z rodzicami, z małżonkiem i właśnie - z dziećmi.

 

Dlaczego uciekamy się do tej agresywnej formy przekazu? Co kryje w sobie krzyk?

 

Kiedy przebierze się miarka

 

Mówi Anna Pyla - Mazur, psycholog: - Krzyk towarzyszy nam już od narodzin. Znamy wiele rodzajów krzyku, jak choćby krzyk głodnego niemowlęcia, krzyk z bólu czy właśnie krzyk podczas kłótni. W każdym jednak przypadku schemat powstawania reakcji krzyku jest podobny. Sedno leży w potrzebach, w tym przypadku tych niezaspokojonych, które rodzą negatywne emocje. Te zaś kumulowane, gdy sięgną zenitu prowadzą do reakcji emocjonalnej w postaci krzyku. Krzyk to nic innego jak próba rozładowania napięcia emocjonalnego. Każdy z pewnością zna z własnego doświadczenia takie sytuacje. Przykładem może być oto taki pospolity obrazek - matka wraca po ciężkim dniu w pracy do domu z zakupami w jednej ręce i dzieckiem w drugiej. Do wieczora sprząta, gotuje, wyprowadza psa itd. Scenariusz powtarza od wielu tygodni. Niezaspokojona potrzeba odpoczynku narasta, a tym samym narasta uczucie zmęczenia, frustracji, żalu, rozgoryczenia. I tak kumulowane emocje, gdy sięgają granicy odporności na frustrację wybuchają w postaci "niespodziewanej" awantury.

 

Oczywiście, mówiąc o niezaspokojonych potrzebach mamy na myśli nie tylko te podstawowe: odpoczynek, zaspokojenie głodu, bezpieczeństwo, ale i te wyższe - potrzebę miłości, szacunku, zrozumienia... Wymieniać można bez końca. Czyż nie te niezaspokojone potrzeby są powodem głośnych awantur w niejednym domu?

 

Desperacja i... wyuczenie

 

Trzeba zdać sobie sprawę, że lekceważone potrzeby nie "wyparowywują" z nas - zostają w nas w postaci frustracji, z którą prędzej czy później będziemy musieli się zmierzyć. A praktyka pokazuje, że im wcześniej, tym lepiej, zgodnie z powiedzeniem, że "nie przykrywa się kipiącego garnka", ponieważ tłamszona siłą (woli lub podświadomości) frustracja odzywa się z podwójną mocą. 

 

- Ponadto, każdy człowiek dysponuje inną gotowością do reagowania krzykiem w sytuacjach napięcia emocjonalnego. Istotną rolę w kształtowaniu się tej predyspozycji odgrywa środowisko, w którym się człowiek wychowywał - wyjaśnia Anna Pyla - Mazur. - Osobie, która wychowała się w domu, gdzie krzyk był na porządku dziennym, reakcja taka w dorosłym życiu może przychodzić z większą łatwością. W takim przypadku możemy mówić o reakcji wyuczonej.

Często zdarza się też odwrotnie (jak we wspomnianej na początku historii): krzyk i awantury, których się było świadkiem w dzieciństwie były źródłem tak silnego lęku i poczucia zagrożenia, że rodzą reakcje odwrotne. Takie osoby we własnych dorosłych już związkach unikają głośnych kłótni, w obawie przed powrotem paraliżujących emocji.

 

Stop przemocy

 

Jak sobie wtedy radzić w sytuacji kłótni, zwłaszcza gdy wywołuje w nas ów "wyuczony paraliż", żeby nie zostać zakrzyczanym? - W takich momentach warto jest zdać sobie sprawę, iż osoba, która na nas krzyczy stosuje wobec nas nic innego jak agresję, tyle że słowną, która jednak tak samo jak agresja fizyczna stanowi narzędzie przemocy - tłumaczy Anna Pyla - Mazur. Mamy prawo wycofać się z takiej sytuacji, zaznaczają jednak, że chętnie wrócimy do rozmowy, kiedy ta osoba wyciszy się na tyle, by mogła podjąć ją w sposób racjonalny.

 

Początkowo może to wydawać się pomysłem odrealnionym, jednak jak pokazuje doświadczenie - możliwym i skutecznym. Pamiętać należy także, żeby próbować zrozumieć również punkt widzenia drugiej strony (nawet jeśli mamy odmienne poglądy) i pomóc jej samej nazwać swoje potrzeby. Wtedy nasz adwersarz szybko może odczuć, że taka forma rozmowy jest bardziej korzystna również dla niego samego.

 

 Nie daj się zakrzyczeć

      Anna Pyla-Mazur

        Psycholog

        Psychoterapeuta